Uwaga!

wtorek, 3 grudnia 2013

Rozdział 1

                                                             
                                                                Luty  2009
                                                          Mystic Falls, Virginia
                                                       


     Siedziałam razem z Bonnie, Caroline, April i Cassandrą czekając na Kat  w barze Mystic Grill. Jak zwykle obczajałyśmy chłopaków i jak to my kłóciłyśmy się, który przystojniejszy.
- Elena cicho na dwunastej.- powiedziała April. Obejrzałam się w danym kierunku i znowu musiałam wytknąć jej złą ocenę danego męszczyzny.  Może i był ładny, ale co najwyżej mógł by nadawać się na cukiereczek.
- Skarbie on jest słodki jak cukiereczek, ale nie ciacho.
- O nie, nie, nie... Kotku jest jak ciasteczko.
- Skoro ci się podoba to idź i zagadaj do niego.
- Nie mogę, a jeżeli pomyśli, że jestem gruba, brzydka lub nachalna?- Boże, dlaczego ona jest taką pesymistką? Jest ładną brunetką, o której można wiele powiedzieć ale nie to, że jest gruba czy brzydka, a nikt nigdy w życiu nie pomyślał, że jest nachalna.
- April życie jest krótkie, zbyt krótkie by przejmować się takimi rzeczami. Skąd wiesz, że to nie facet twoich marzeń? Nigdy się tego nie dowiesz nie sprawdzając tego.- powiedziałam kończąc swój monolog.
- Ale ja nie wiem jak mam tak po prostu podejść i zacząć rozmawiać? Ja tak nie potrafię. Zazdroszczę ci tego podejścia do życia:  "żyj dniem dzisiejszym."- Yhh... Pociągnęłam ją za rękę w stronę chłopaka, którym tak się zachwycała. Gdy doszłyśmy do męszczyzny, który tak na marginesie siedział do nas tyłem, popukałam go w ramię. Zszokowany odwrócił się do nas.
- Cześć. Z koleżanką prze prowadzamy ankietę. Czy odpowie na pan na pytania?
- Ależ oczywiście i jaki pan, mówcie mi David.
- Elena i April. Więc David czy masz żonę lub dziewczynę?
- Dwa razy nie.
- Gej?
- Słucham?!- spytał zszokowany, patrząc to na mnie to na swojego przyjaciela.
- Elena.- udała, że ich nie słyszę i dalej zadawałam pytania.
- Czyli woli pan kobiety?
- Tak.- od powiedział  z lekka urażony  moimi domysłami.
- To dobrze się składa, David April uważa, że jesteś nadzwyczaj urodziwy. To ja zostawię was samych.- powiedziałam i odeszłam do baru, gdzie siedziały dziewczyny.
- Ale jej numer wykręciłaś gdybyś mi go wykręciła obiecuje, że bym ciebie osobiście zabiła-
powiedziała Cass.
-Skarbie, nic jej nie zrobisz, nawet się nie zamachniesz.- powiedziała  Bonn, a Car potakneła.
- Elena! Spójrz dwa ciacha przy drzwiach.- powiedziała jak zwykle radosna Cassandra. Spojrzałam w tam tym kierunku. Miała rację stali tam dwaj męszczyźni. Jeden blondyn, wyglądał na młodszego. Miał około
 17 - 18 lat. Miał może z 1,80 wzrostu. Oczy jego były jak liście grabu. Drugi zaś posiadał kruczo - czarne włosy. Oczy jego przypominały ocean. On zaś miał z 24 - 25 lat i 1,82 wzrostu. Cóż uważąm, że ten brunet jest przystojniejszy, ale  o gustach się nie rozmawia.
- Kotku brunet jest mój i róbcie co chcecie, a tak wogule to gdzie jest Kat?- spytałam.
- Nie wiem mówiła, że będzie 15 minut później niż my, ale jesteśmy tu 30 minut, a jej ani widu ani słychu.- powiedziała Caroline.
- Sorry misiaczki, idę zagadać do naszego ciasteczka.- powiedziałam i odeszłam od dziewczyn. Poszłam do chyba braci żeby zagadać do starszego. Gdy już doszłam zauważyłam, że stoi tam Kathrin i zagaduje blondyna. Widać było, że bruneta zaczyna to nudzić.
- Hej jestem Elena Gilbert a ty to...?
- Damon Salvatore, a to mój brat Stefan Salvatore oraz ta urokliwa dama...
- Kathrin Pierce. Taa... my się znamy co nie Kat?
- Tak. My się znamy, sorry za spóźnienie- no i znowu zrobiła tą swoją minę niewiniątka.
- To może wy sobie porozmawiajcie, a ja z Damonem przejdziemy się i porozmawiamy, jeżeli ci to nie będzie przeszkadzać.- dodałam szybko.
- Nie, oczywiście, że nie...- wyszliśmy z klubu i ruszyliśmy  w stronę parku...



piątek, 15 listopada 2013

Prolog

  Salem.
 Legendarne. Mistyczne. Tajemnicze. Magiczne.
 Znajdą się tacy, którzy twierdzą, że to zwykłe miejsce.
 Z drugiej strony, znajdą się również tacy, którzy myślą, że nic im nie grozi we współczesnym świecie techniki i nowoczesnej broni. Że nie zagraża im całe starożytne zło. Wierzą nawet, że czarnoksiężnicy, wojownicy i inne istoty nadprzyrodzone dawno temu wyginęły.
  To idioci, którzy uparcie trwają przy swojej nauce i logice myśląc, że to ich ochroni. Nigdy nie będą wolni ani bezpieczni, dopóki nie zechcą dostrzec tego, co dzieje się tuż pod ich nosami.
 Wracając do Salem. To tam od nie pamiętnych czasów  osadzają się wiedźmy i czarnoksiężnicy. Ludzie mieszkający w okolicy wydawali się dla nich dziećmi, domagającymi się rzeczy, których nigdy nie będą w stanie nawet pojąć. Radzili sobie z nimi jak rodzice z dziećmi. Cierpliwie, wyrozumiale i sprawiedliwie. Czarnoksiężnicy sobie jakoś z nimi radzili.
  Do pewnego czasu, gdy jedna z wiedźm sprzymierzyła  się z ludzkimi władcami, w zamian za tron i władzę. Dla jej nieszczęścia Eda złapała ją na gorącym uczynku. Clieto prosiła Edę wile razy o wybaczenie i o umorzenie kary śmierci. Eda zgodziła się pod jednym warunkiem, że skaże swoje dzieci i potomków na śmierć w wieku 27 lat. Tyle co ona miała zdradzając swój lud. Zgodziła się i z jej warunku stworzono lud Apolitów, który by przeżyć musiał pić krew. Można by rzec, że byli jak wampiry łakomi na krew, lecz było "odrobinę" gorzej. Bo by przeżyć musieli pić krew kogoś ze swojego ludu inaczej umierał.
   Na domiar złego czwórka jej dzieci było z samym bogiem Apollem. Jeżeli umrą wszystkie dzieci i potomkowie ich z krwią boga on umrze, a z nim Artemida, ziemia i wszyscy na niej wraz z nim.
   Teraz mamy 2009 rok i zostało tylko jedno z Apolickich dzieci , w którego żyłach płynie krew starożytnego boga...


                  Życzę miłego czytania i proszę o prawdziwą krytykę bo chce wiedzieć jakie popełniam błędy.   Dziekuję za czytanie i do następnego wpisu.                
                                                                                             Salvatorkaa :*